| Galeria | Jak co roku mieszkańcy Udrycz wspominali tragiczne wydarzenia jakiego doświadczyli ich przodkowie w listopadzie 1942 roku. W intencji ofiar została w niedzielę 8 grudnia 2024 roku w kościele parafialnym w Udryczach odprawiona Msza Święta. Jej uczestnicy modlili się pod przewodnictwem ks. proboszcza Jerzego Pytlika.
Po Mszy Świętej odbyła się część artystyczna, którą jak co roku przygotowała pani Beata Majkut, a wzięli w niej udział: dzieci i młodzież pod kierunkiem pana Piotra Nowaka, oraz Zespół Śpiewaczy Udrycznki pod kierunkiem instruktora Tomasza Kołodziejczuka.
Niedzielne uroczystości zakończyły się pod pomnikiem upamiętniającym ofiary wysiedlenia znajdującym się przy kościele, krótką modlitwą, oraz złożeniem kwiatów i zapaleniem zniczy przez delegacje. W obchodach wziął udział Wójt Gminy Stary Zamość Waldemar Raczyński, oraz poczet sztandarowy Światowego Związku Żołnierzy AK ze Starego Zamościa.
Fragment wspomnień:
Pamiętam to była straszna noc z 28 na 29 listopada 1942 roku. W drzwi naszej chałupki załomotały kolby karabinu. Strach, lęk i niepokój zagościły w naszej izbie. Słyszałam szwargot i krzyki niemieckiego okupanta. Z całą rodzina zostaliśmy wygnani z naszego azylu. A na dworze ciemna noc, padał deszcz ze śniegiem. A Niemcy chodzili i bez przerwy krzyczeli schnella ! schnella! Wszyscy musieliśmy opuścić nasze domy. Wieś była otoczona wojskiem. Nikt nie mógł uciec. Płakałam ja i moje dwie siostry, płakali nasi sąsiedzi, płakali wszyscy, a w tym odgłosie płaczu słyszeliśmy słowa modlitwy. Jechaliśmy na furmankach, cały czas padał deszcz ze śniegiem. Konie grzęzły w błotnistej drodze. Słyszałam jak ludzie pytali jeden drugiego. Dokąd nas wiozą? Co z nami będzie?. Dojechaliśmy do Zamościa. Jest brama. Wjeżdżamy. Wysadzają nas na placu. Jest zupełnie ciemno. W świetle żarówek oglądamy ponure baraki. Podwójna ściana drutu kolczastego. Wewnątrz kolczaste zwoje. Słychać ciche pochlipywania kobiet, które przeszło w zbiorowe zawodzenie. Za nami zamknęła się kolczasta brama. Dla wielu z nas na zawsze…
Moja wielką tragedią było jak oderwano nas od mamy. Zostałam z dwiema młodszymi siostrami. Mama trafiła do baraku numer 12, potem się dowiedziałam, że był to barak przeznaczony dla ludzi do Oświęcimia. Opiekowałam się siostrami jak mogłam. W obozie były straszne warunki, panował głód, brud i zimno. Każdego wieczoru modliłam się: Boże niech to się skończy.
Fot. i oprac. Elżbieta Czarny